Ostro zahamowałem, zaciągnąłem ręczny i wyciągnąłem
kluczyk ze stacyjki. Nie chciałem tam iść, ale wiedziałem, że powinienem. Dla
Susan.
Byliśmy przyjaciółmi od przedszkola. Znałem ją jak
nikt inny, a ona mnie jeszcze lepiej. Robiliśmy wszystko razem, począwszy od
siedzenia w ławce, przez naukę jazdy na rowerze, aż do wynajęcia wspólnego
mieszkania. Była w każdym moim wspomnieniu. Razem jeździliśmy na wakacje,
zdawaliśmy na prawo jazdy, uczyliśmy się do egzaminów, chodziliśmy na imprezy i
upijaliśmy się do nieprzytomności. Wszystko robiliśmy we dwoje.
Tydzień temu mięliśmy zacząć studia, zamieszkać
razem w odnowionym mieszkaniu. Wszystko było już gotowe, wszystko oprócz Susan.
Spojrzałem w prawo. Przez szybę samochodu zobaczyłem
cmentarz. Pośród białych nagrobków stała grupa, czarno ubranych ludzi. Czekali.
Na co? Na zakończenie cierpienia? Na ulgę w bólu? Na zapomnienie?
To tak nie działa. Wszystkie wspomnienia nie znikały
wraz z pogrzebem. Potrzeba było czasu.
Susan była bardzo przywiązana do matki. Kiedy
wszystko szło źle, a ojciec mojej najlepszej przyjaciółki wyżywał się na niej,
jej mama zawsze stawała w obronie swojego jedynego dziecka. Oczywiście ja też
się starałem, ale czasami wtrącanie się w ich sprawy rodzinne, nie było
stosowne, ani komfortowe. Miałem nadzieję, że Susan to rozumiała. Zawsze była
dla mnie jak siostra. Starałem się jej pomagać, jak potrafiłem, ale czasami,
nawet ja byłem bezsilny.
Wysiadłem z samochodu, zatrzaskując drzwi. Zamknąłem
auto i poszedłem w kierunku zbiegowiska. Wszyscy ludzie byli ubrani na czarno i
stali wokół trumny. Stanąłem po jednej stronie, tak, aby naprzeciwko mnie stała
Susan. Chciałem, żeby w razie czego, mogła poczuć moje wsparcie, zobaczyć, że
jestem obok. Moja przyjaciółka była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą jej do
połowy ud. Wyglądała jak na rozpoczęciu roku szkolnego w liceum. Zawsze
ubierała się na czarno. Nigdy nie widziałem jej w kolorowych ubraniach.
Na sukienkę narzuciła ciemną, skurzaną kurtkę. To
była jej ulubiona. Zawsze ją ubierała. Jedynie w lato, gdy było zbyt gorąco,
nie wyjmowała jej z szafy. Swoje ciemno-brązowe włosy upięła w kok. Chyba
pierwszy raz widziałem jej fryzurę idealnie ułożoną. Nigdy nie zwracała
zbytniej uwagi na wygląd. To przede wszystkim odróżniało ją od innych
dziewcząt. Była wyjątkowa, nie tylko dlatego, że nie patrzyła na wygląd, ale
również dlatego, że nie oceniała ludzi i w każdym widziała ukryte dobro. Nie
była łatwowierna, ona po prostu wierzyła, że ludzie się zmieniają i każdy jest
na swój sposób wyjątkowy.
Obok Sus stał jej ojciec. Miał kasztanowe, krótko
ścięte włosy. Ubrany był w czarny, zamszowy płaszcz, który narzucił na idealnie
skrojoną marynarkę. Chyba nigdy wcześniej, nie widziałem go tak spokojnego i
opanowanego.
Uroczystość pogrzebowa szybko minęła. Byłem
zainteresowany ceremonią, ale pochłonęło mnie obserwowanie zachowania mojej
przyjaciółki. Przez cały czas po jej policzkach ciekły łzy. Nie łkała, nie
odzywała się. Jej twarz, częściowo zakryta ciemnymi okularami, nie pokazywała
żadnych emocji. Byłem zdumiony. Susan nie poruszała ustami, w ogóle się nie
ruszała, z jej oczu po prostu leciały łzy.
Nagle poczułem lekki wstrząs. Przez sekundę, ziemia
poruszała się. Zawiał silniejszy wiatr, a w suchym, wydeptanym gruncie,
nieopodal, pojawiło się pęknięcie. Rozejrzałem się wokół. Ludzie nie zwrócili
na to najmniejszej uwagi. Nikt, oprócz mnie, nie zauważył tego. Poczułem się
dziwnie. Pęknięcie w ziemi zaczęło się powiększać i mknąć, ku jednemu z
nagrobków. Kiedy na niego natrafiło, zatrzymało się, a po chwili nagrobek pękł
na dwie części.
Oniemiałem. To było dziwne. Myślałem, że ktoś w
końcu to zauważy, ale nikt nie zwrócił
na to najmniejszej uwagi.
- To chyba on.- Za plecami usłyszałem szepty.
- Ale jesteś pewna?- Jakiś chłopak odezwał się
odrobinę za głośno.
- Ciszej- skarciła go dziewczyna.- Susan nigdy mnie
z nim nie poznała, ani nie pokazywała żadnych zdjęć.
- To skąd wiesz?
- Dużo mi o Ray’u opowiadała. Myślę, że potrafię go
rozpoznać.
Kiedy usłyszałem swoje imię, natychmiast się
obróciłem. Dwa metry ode mnie stali dziewczyna i chłopak. Nadal szeptali, co
chwilę zerkając na mnie. Wyglądali na szesnaście lat. Chłopak miał jasne włosy.
Był trochę niższy ode mnie. Wydawał mi się znajomy. Byłem pewien, że znam go,
ale nie wiedziałem, skąd. Dziewczyna miała brązowe włosy, zaplecione w dwa,
niedługie warkoczyki. Ubrana była w czarne, obcisłe jeansy i różową bluzę.
Obróciłem się, żeby jeszcze raz zobaczyć Sus. Inni
zaczęli podchodzić do niej i jej ojca, aby złożyć im kondolencje. Widziałem ją,
bardzo dobrze. Znałem jej odruchy. Ciągle nabierała powietrza ustami, odwracała
głowę w inną stronę, po czym wypuszczała je nosem. To zachowanie, świadczyło, o
tym, że miała dosyć irytujących uwag, jakie inni jej zwracali. Milion razy
widziałem ją w takich sytuacjach. Ludzie specyficznie podchodzili do jej
zachowania. Była inna. Nigdy nie zwracała zbytecznej uwagi na rzeczy, ubiór i
popularność, nie to co inne nastolatki. Nauczyciele uznawali ją za lenia, a jej
pewność siebie za brak szacunku do osób starszych i bardziej doświadczonych.
Znowu się obróciłem i ruszyłem w kierunku parki,
rozmawiającej o mnie.
- Znamy się?- Zapytałem, gdy stanąłem obok nich i
obróciłem się, w taki sposób, żeby kontem oka widzieć Susan.
- Ray?- dziewczyna wyglądała na bardzo ładną. Gdybym
interesował się dziewczynami, pewnie rozpocząłbym inaczej rozmowę.- Tak?
- Tak- uśmiechnąłem się. Ja też ją znałem.- Julia?
- Tak.- Rozpromieniła się.- Inaczej sobie ciebie
wyobrażałam.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie.
- Susan nigdy się nie paliła…- zaczęła.
- Żeby nas ze sobą poznać.- Dokończyłem i
zaśmialiśmy się. Zwróciłem się do chłopaka.- Niech zgadnę. Jason?
- Tak- odpowiedział onieśmielony. Nie należał do
towarzyskich osób. Wiedziałem o znajomych Susan wszystko. Nie miała ich wielu,
bo w przeciwieństwie do mnie, nie zawsze miała ochotę na imprezowanie. Często
siedziała sama. Nie chciała nikogo widzieć. Jak poznawała kogokolwiek, nowego,
mówiła mi o nim. Wiedziałem o nich wszystkich. Znałem ich lepiej, niż oni sami
siebie.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach-
powiedziałem.
- Niestety.- Julia posmutniała. Znaliśmy mame Susan
bardzo dobrze. Słynęła z zaproszeń na kolacje. Gotowanie było jej odskocznią od
codziennych problemów, a kiedy miała dla kogo gotować, była wniebowzięta.- Jej
mama była taka jak ona. Były tak samo zakręcone i nieogarnięte.
- Miały identyczne poczucie humoru.
- Miały również taką samą przypadłość. Były
wrażliwe.- Wypaliłem.
Nastała cisza. Ostatnie osoby podchodziły do Sus i
składały jej wyrazy współczucia. Kiedy została sama z ojcem, on podszedł do
niej i pocałował ją w czoło. Odsunęła się. Nie lubiła jak to robił, jak
okazywał jej uczucia.
Zostaliśmy sami. Razem z Julią i Jasonem
skierowaliśmy się do mojej przyjaciółki. Uklękła obok trumny i lekko położyła
na niej czerwoną, jak krew różę. Podeszliśmy do Susan na odległość dwóch
metrów.
Ostrożnie podniosła się i stanęła tuż przed nami.
Dopiero w tamtym momencie zobaczyłem, jak bardzo jest blada. Okropnie schudła.
- Susanko!- Julia podeszła do Sus i stając na
palcach objęła ją. Susan była mojego wzrostu, dlatego lekko się pochyliła i od
niechcenia objęła swoją koleżankę. To też znałem. Często to robiła. W liceum
dużo osób, głównie dziewczyn, którym podobały się jej ubrania, podchodził do
niej i przytulało się. Nie chciała stać, z opuszczonymi rękami, bo wiedziała,
że to źle wygląda, więc od niechcenia je przytulała.
Moja przyjaciółka nienawidziła tych ubrań. Wolałaby
chodzić w podartych, starych i zniszczonych ciuchach, niż w najmodniejszych
ubraniach. Jej tata robił za nią zakupy. Pragnął, aby wyglądała, jak „ktoś
bogaty”. To jedna z wielu rzeczy, których Susan miała dosyć w swoim ojcu.
Julia odkleiła się od Sus i stanęła obok mnie.
- Nie wracasz z nami?- Jason zapytał.
- Niestety.- Susan pokiwała przecząco głową.
- Nic nie szkodzi.- Julia położyła rękę na policzku
Sus.- Jesteś zmęczona. Wiemy. Będziemy się z Jasonem zbierać. Zobaczymy się
innym razem.
Odeszli, wymieniając ostatnie spojrzenia. Zostaliśmy
sami. We dwoje. Tylko ja i Susan. Podszedłem do niej.
- Chodźmy.- Chwyciłem jej rękę. Była lodowata.-
Wracamy do domu.
- Ray.- Drugą ręką zdjęła okulary. Dopiero teraz
zobaczyłem jej oczy. Były całe spuchnięte i zaczerwienione. Wypłynęła z nich
kolejna łza.- Ja nie mam domu.
- Co ty pleciesz głuptasku.- Powiedziałem,
wycierając dłonią jej łzę.- Twój dom jest tam, gdzie są ludzie, którzy cię
kochają.
Przez jej twarz przemknął uśmiech. Pierwszy, zapewne
od dawna. Po policzku spłynęła jej łza. Przytuliła się do mnie, tym razem
naprawdę. Zaszlochała.
- Dobrze- powiedziała.- Jedźmy do domu.
*
* *
Przekręciłem klucz i otworzyłem drzwi do mieszkania.
Obejmując Susan ramieniem, wprowadziłem ją do środka, zamykając za nami drzwi.
Po prawej stronie była kuchnia. Szafki w niej były białe, a od salonu oddzielał
ją barek, z jasnego drewna. Pokrywało ono wszystkie blaty w kuchni. Dalej był
salon. Przy ścianie po prawej stała szara, duża kanapa, ozdobiona białymi
poduszkami. Na ścianie, naprzeciwko niej, wisiała obszerna plazma. Natomiast
prostopadle do niej, w tyle znajdowały się olbrzymie, szklane drzwi, prowadzące
na taras.
Po lewej stronie było wejście na mały korytarz, z
którego przeciwległe drzwi prowadziły do naszych pokoi i łazienek.
- Usiądź sobie.- Poprowadziłem Sus na kanapę,
okryłem ją kocykiem, po czym obszedłem barek i otworzyłem lodówkę.
- Zrobiłem ci rosół wegetariański- spojrzałem na
moją przyjaciółkę.- Twój ulubiony.
Uśmiechnęła się, ja też. Wyglądała cudownie, a
raczej „wyjątkowo”. Rzadko to robiła. Tym bardziej teraz, po śmierci matki, z
którą była tak bardzo zżyta. Była dla niej wszystkim: rodziną, odskocznią,
najlepszą przyjaciółką, siostrą, matką i domem.
Położyłem garnek z zupą na płycie indukcyjnej. Nagle
do drzwi zadzwonił dzwonek. Susan wstała i podeszła, a ja się obróciłem.
- Jest okej.- Powiedziała, napotykając moje
spojrzenie.- Ja otworzę.
Obróciłem się i przestałem słuchać rozmowy Sus z
nieznajomym. Jednak po chwili podszedłem do drzwi, żeby zobaczyć, kto
przyszedł.
- O…dzień dobry.- Powiedziałem, zobaczywszy dostawcę
z poprzedniego dnia.- Zapomniał pan, o jakiejś paczce?
Nastała chwila ciszy. Chłopak wyglądał, na bardzo
zmieszanego. Patrzyłem to na niego, to na Sus.
- Przecież mówił pan o kontroli pieca.- Powiedziała
niepewnie moja przyjaciółka.
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Wciągnęliśmy
mężczyznę do mieszkania i stawiliśmy go przy ścianie, zamykając jednym ruchem
drzwi. Susan wyciągnęła nóż, z wysokiego buta. Zawsze nosiła nóż przy sobie.
Chowała go w bardzo nietypowych miejscach, żeby zawsze miała możliwość
zaskoczenia napastnika. W końcu okolice zatoki San Francisco nie należały do
najbezpieczniejszych.
- Kim jesteś?- Sus była bardzo stanowcza.- Byłeś tu
wczoraj, jesteś dzisiaj. Widziałam cię w szpitalu. Pamiętam cię, to właśnie ty
powiedziałeś mi, że moja matka nie żyje!
- Ale ja…- Chłopak wydawał się zdenerwowany, a może
udawał?- Chciałem tylko sprawdzić stan pieca.
- Sus- położyłem jej rękę na ramieniu, a ona powoli
odsunęła nóż od chłopaka.
- To ja może, pójdę do pieca.- Powiedział chłopak,
lekko roztrzęsionym głosem i ruszył w kierunku pokoju Susan. W jej łazience
znajdował się piec.
- Ray- jej głos się załamał.- Ja chyba wariuję.
- Przestań.- Powiedziałem i przytuliłem ją, za nim
się rozpłakała. W tedy dotarło do mnie coś okropnego.- Susan. Nie
powiedzieliśmy mu, gdzie jest piec. Sam wiedział.
Od razu ruszyliśmy w
jego kierunku. Z komody w korytarzu zabrałem swój nóż. Nigdy nie
wiadomo, jak niebezpieczny może się okazać napastnik.
- Wstawaj!- Krzyknąłem.
- Co jest?- Chłopak zaczął się podnosić.
- Nie pomyliłam się. Widziałam cię kilka razy obok
mojego domu we Fremont! Dlaczego nas obserwujesz i za nami chodzisz?!
- Cześć! Co to za krzyki?!- Do pokoju wszedł Liam.
Od razu, gdy o zobaczyłem, rzuciłem nóż na łóżko i podbiegłem do mojego
chłopaka, wtulając się w niego.
- Brakowało mi ciebie.- Wyszeptałem mu wprost do
ucha.
- Też tęskniłem.
Nie widziałem Liam od początku wakacji. Nie mieliśmy
ze sobą kontaktu. Wiedziałem tylko tyle, że wyjechał do rodziny, która mieszka,
gdzieś obok Walnut Creek.
- Lucas?- Gdy spojrzał na chłopaka, stojącego przed
drzwiami łazienki, zrobił dziwną minę.
- Liam- odpowiedział tamten.
- Zaraz. To wy się znacie?- Zapytałem, zbity z
tropu.
Susan też nie wiedziała, co się dzieje. Trzymała
nóż, wyciągnięty w stronę Lucasa, gotowa, żeby w każdej chwili zadać cios.
- Mięliśmy nie mieszać się w ich życie. To tylko
praca. Mięliśmy ich chronić!- Powiedział Lucas.- A ty co robisz? Jesteś jego
chłopakiem?!
- To nie jest twoja sprawa.- Liam się wkurzył.
Spojrzał na mnie, a potem znowu wrócił wzrokiem na chłopaka.- To mój brat.
- Brat?- Sus, zaskoczona, opuściła nóż.
- Nigdy nie mówiłeś, że masz brata- wkurzyłem się.
Jak mógł mnie tak okłamywać? Zacząłem się zastanawiać, czy to jedyna kwestia, w
której nie mówił całej prawdy. Jeszcze, jak nic między nami nie było,
obiecywaliśmy sobie, że będziemy ze sobą szczerzy, a teraz okazuje się, że on
nie był ze mną szczery, w najmniejszym stopniu.
- A ty?! Po co tu przylazłeś?!- Liam w ogóle nie
zwracał uwagi na mnie i Sus. Dalej kontynuował rozmowę ze swoim bratem.
- Zaczęło się. Niedługo po nich przyjdą. Muszą
zniknąć!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz