sobota, 20 maja 2017

2. Susan



Nie miałam pojęcia, co się działo. Gdy do pokoju wszedł Liam, kompletnie straciłam orientację w wydarzeniach. Kiedy na chwilę odwróciłam głowę w kierunku Ray’a i jego chłopaka, napastnik wyrwał mi broń z ręki i rzucił ją na łóżko. Nie miałam pojęcia, dlaczego nie użył noża przeciwko mnie.
Oszołomiona spojrzałam na chłopaka, który rzekomo nazywał się Lucas. Potem obróciłam się w kierunku Ray’a i Liama. Mój przyjaciel był równie zaskoczony jak ja, ale Liam sprawiał  wrażenie, jakby wiedział, co się dzieje i wszystko rozumiał. Może tak było?
- Lily to przewidziała. Śmierć to rozpocznie i śmierć to zakończy. Fiona, Cat i Chris są na ich tropie. Niedługo przybędą! Musimy ich stąd zabrać! Strażnicy są już w drodze!
- O czym ty mówisz?!- Byłam oszołomiona.- Jaka Lily?! Jaka śmierć?! Nie znamy żadnej Fiony! O co ci do cholery chodzi?!
- Lily to moja przyjaciółka- powiedział Ray.- Ale nie sądzę, żeby o nią chodziło. Skąd ty w ogóle możesz ją znać?
- To o nią chodzi.- Liam był bardzo stanowczy.
- Wasi najbliżsi przyjaciele zostali wybrani, by was chronić. Trenowali dnie i noce. Próbowali zapanować na swoimi mocami, a kiedy w końcu im się to udało, zaczęli robić to, do czego byli powołani.
- Wiecie…- zaczęłam żałować, że wróciłam do Oakland. Po tak męczącym dniu, miałam dosyć. Już nie obchodziło mnie to, co działo się w pomieszczeniu. Po pogrzebie marzyłam tylko o chwili wytchnienia, o odpoczynku, jednej przespanej nocy i przede wszystkim  o czasie.- Wyjdźcie stąd.
Próbowałam, żeby to zabrzmiało grzecznie, ale nawet na to, nie miałam siły.
- Susan.- Gdy Lucas wypowiedział moje imię, wpadłam w furię.
- Skąd wiesz, jak się nazywam!- Wrzasnęłam.- Myślisz, że twoje nieudane obserwacje, pozwalają ci na dręczenie mnie, wchodzenie do mojego domu i oszukiwanie mnie?!
- Su- znowu się odezwał. Nic o mnie nie wiedział. Nie miał prawa tak do mnie mówić.
- Nie!- Krzyknęłam, jak najgłośniej umiałam.
- Idźcie już.- Ku mojemu zdziwieniu Ray przejął inicjatywę, a ja opadłam na łóżko. Skupiłam swój wzrok w podłodze i nie zamierzałam się ruszać, dopóki wszyscy nie wyjdą. Nie chciałam kolejnego wybuchu emocji.
- Już nie musisz udawać.- Podniosłam głowę do góry. Lucas stał nade mną.- Przejrzałem cię. Teraz możesz być sobą.
Wstałam i spojrzałam, temu niewychowanemu chłopakowi, prosto w oczy. Kiedy dostrzegłam na jego twarzy drobny uśmiech, z całej siły zamachnęłam się ręką i wymierzyłam cios prosto w jego policzek.
- Nie znam cię.- Warknęłam.- I mam nadzieję, że nigdy nie poznam!
- Dobra. Wychodzimy.- Ray wyczuł moment, w którym znalazłam się na granicy wytrzymałości. Emocje targały mną na wszystkie strony. Wiedziałam jednak, że nie mogę dać po sobie poznać, że słowa tego chłopaka wywarły na mnie jakikolwiek wpływ. Nie tego nauczyło mnie środowisko.
Spróbuj być sobą – cierpisz!
Spróbuj być szczery – cierpisz!
Spróbuj się zakochać – cierpisz!
Spróbuj się przywiązać – cierpisz!
Spróbuj okazywać uczucia – cierpisz!
Spróbuj żyć – cierpisz?
Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Zostałam sama. Nie pierwszy raz. Wzięłam koc, który leżał na fotelu, w rogu pokoju. Okryłam się nim i padłam na łóżko. Kiedy moja głowa dotknęła poduszki, odruchowo zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć. To był błąd. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to mama, jeszcze większy błąd. Gdy coś się działo wokół mnie, byłam w stanie zając czymś myśli, ale kiedy zostawałam sama, wszystko wracało z podwojoną siłą.
Ani się obejrzałam, a po policzkach popłynęły mi łzy. Tak bardzo chciałam poczuć jej ciepło. Wtulić się w nią i zostać objętą, przez jej ramiona, które zawsze otaczały mnie opieką. Pragnęłam zapomnieć, ale nie o niej, tylko o tym uczuciu pustki, które nawiedza mnie od dnia jej śmierci. Była dla mnie najważniejsza. Tak jak Ray. Była jedyną osobą, mojej płci, która mnie w pełni rozumiała. Kochała mnie. Była moją mamą. Pragnęła, abym zawsze czuła się dowartościowana i wyjątkowa. Dawała mi to odczuć na każdym kroku. Mając jakiś problem, przychodziłam do niej, a ona zawsze mi pomagała. Troszczyła się mną, jak nikt inny. Rzucała wszystko i była do mojej dyspozycji. Jeżeli chodziło o problemy szkolne, to razem stawiałyśmy im czoła. Pragnęła mojego rozwoju. Była dla mnie najbliższą, a czasami wydawało mi się, że jedyną rodziną. Mojej relacji z nią nie dało się opisać. Była niesamowita.
Po chwili zasnęłam. Miałam nadzieję, że już nigdy się nie obudzę.
Gdy otworzyłam oczy, nadal leżałam w łóżku. Nic się nie zmieniło. Mama nie wróciła. Byłam przykryta dwoma kocami. Ray tu był. Chciał, żeby było mi ciepło.
Wstałam. Nie miałam ochoty, ale wiedziałam, że powinnam. Nie mogłam się poddać, musiałam walczyć. Tak mi zawsze powtarzał Ray. Czy tego właśnie chciałam? Nieustannej bitwy ze wspomnieniami? To i tak nie pomogłoby.
Wyszłam z pokoju i skręciłam w prawo. Znalazłam się w dużym pomieszczeniu. Weszłam za ladę i stanęłam naprzeciw płyty indukcyjnej. Chciałam coś ugotować. To mi zawsze pomagało. Z resztą, nie tylko mi. Moja mama też tak robiła.
- Wstałaś?- Najwyraźniej nie byłam sama. Ray też był w mieszkaniu. Nie wiedziałam, czy to dobra, czy zła wiadomość? Z jednej strony chciałam być sama, ale z drugiej, jego wsparcie było mi potrzebne, jak nigdy wcześniej.
- To co? Gotujemy?- Zapytał mnie mój przyjaciel, obejmując mnie ramionami od tyłu.
- Mhm.
- A pogadamy.
- Ray…
- Ja wiem. Nie chcę naciskać. Nie chodzi o ciebie i twoją…
Naprawdę nie chciałam tego słuchać.
- Nie mam na to siły- miałam nadzieję, że to załatwi sprawę, ale najwyraźniej byłam w błędzie. Skierowałam się z powrotem do pokoju, ale Ray zatrzymał mnie w połowie drogi.
- Pamiętasz tę sytuację, kiedy byliśmy mali i przechodziliśmy przez ulicę?- Ray lubił wracać do tamtej historii. Była niebywała.
W wieku dziesięciu lat, przebiegaliśmy przez ulicę. Byliśmy bardzo mali i nie rozglądnęliśmy się, przed wejściem na jezdnię. Zza rogu wyjechało rozpędzone auto. Jechało prosto na nas. W momencie, kiedy miało w nas wjechać, zatrzymało się z piskiem opon. Na zderzaku zostało tylko olbrzymie wgniecenie, jakby jakaś olbrzymia, nieiwdzialna ręka zatrzymała pojazd. Kierowca był nieprzytomny, a my uciekliśmy. Nikt się nie dowiedział.
- Tak- mruknęłam cicho.
- To nie był przypadek. Susan, my jesteśmy inni.- Spojrzał mi prosto w oczy i już wtedy wiedziałam, że mówi prawdę.- Natura przygotowuje się na coś dziwnego. Nikt nie wie, na co. Coś w naszej genetyce się zmienia. To dziwne, niebywałe, ale prawdziwe. Istnieją pewne osoby, które mają specyficzne zdolności. Jedni widzą przebłyski z przyszłości, inni się teleportują, a jeszcze inni zatrzymują czas. My jesteśmy jednymi z takich osób.
- Co ty…
- Wiem, że trudno ci jest w to uwierzyć. Mi też. Ale Liam i Lucas mi to pokazali. To niesamowite.- Przerwał na chwilę.- Wokół zatoki San Francisco istnieje dziesięć obozów, które gromadzą takich jak my. Jest jeszcze akademia, która przed przydzieleniem nas do obozów, nauczy nas, historii naszego gatunku, walki i panowania nad naszymi mocami.
- Ray!- Byłam wstrząśnięta. Nie wiedziałam, o czym mówi mój przyjaciel, ale on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tylko kontynuował.
- To głupie. Wiem jak się czujesz. Dwie godziny temu, też tak miałem. Ale wszystko układa się w całość. Nasi przyjaciele nas chronią, ratują nas, a my nawet o tym nie mamy pojęcia.
- Stój. Nawet jeśli to co mówisz, jest prawdą. To jakim cudem, nigdy nie zauważyliśmy naszych mocy?
- Bo ty je tłumiłaś, a ja byłem zbyt zajęty tobą, Liamem i studiami, żeby skupić się na swoich problemach. Ale teraz, po śmierci twojej mamy, uczucia, które skrywasz w środku, są w stanie zniszczyć wszystko, ale mogą nas też uratować.- Jeszcze nigdy nie wiedziałam mojego przyjaciela, tak poważnego.
- Uratować? Przed czym?!- To było okropne, nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Byłam zaskoczona i zdezorientowana. Czułam się, jakbym przeniosła się do zupełnie innego wymiaru.
- Coś się zbliża, coś olbrzymiego…- nagle rozległo się pukanie do drzwi.- To musi być Lucas. Proszę, daj mu szansę, on jest naprawdę dobrą osobą. Chce nas tylko uratować, przed Chris’em, Cat i …- Ray otworzył drzwi na oścież i spojrzał na dziewczynę, stojącą przed nimi-… Fioną.
Fiona była ubrana w białą, długą sukienkę, lekko przylegającą do jej ciała. Miała długie, jasne włosy i duże, niebieskie oczy. Usta pomalowała krwisto-czerwoną szminką. U jej kolan klęczał Lucas. Miał zakneblowane usta i związane ręce. Był prawie nieprzytomny, jego oczy co chwilę się otwierały, a potem znów zamykały, na dłuższą chwilę.
- Proszę, proszę, proszę. Jak na widelcu.- Dziewczyna miała melodyjny, czysty głos.- To będzie proste jak odebranie dziecku lizaka.
- Nigdy ich nie lubiłam.- Powiedziałam, patrząc się prosto w oczy, nieznajomej dziewczyny. Nie bałam się jej. Podeszłam do Ray’a, wzięłam go za rękę i cofnęliśmy się kilka kroków.
- Zadziorna, odważna i pełna emocji.- Fiona weszła do mieszkania, z towarzyszącym jej stukotem obcasów. Wciągnęła za sobą Lucas i rzuciła go na podłogę, obok drzwi.- Wasze moce bardzo mi się przydadzą.
Ray wystąpił na przód i zasłonił mnie.
- Nigdy nas nie dostaniesz. Nie uda ci się.- Fiona się zaśmiała. Do jej śmiechu dołączył inny. Mniej złowieszczy.
Do pomieszczenia weszła kolejna dziewczyna. Miała brązowe, kasztanowe włosy i oczy w tym samym kolorze. Była ubrana w czarne, obcisłe spodnie i ciemną bluzkę. Rzeczą, przykuwającą w niej uwagę, był niski, drewniany płotek, między którego szczeblami tkwiła jej noga. Z każdym krokiem płotek podskakiwał. Widok był komiczny.
Za dziewczyną wszedł roześmiany blondyn, bardzo podobnie ubrany do swojej chichoczącej przyjaciółki, a raczej siostry.
- Cat?- Fiona spojrzała na swoją siostrę.- Co ty wyprawiasz?!
- To nie moja wina! Jak zeskakiwałam z dachu, to wpadłam na to małe ogrodzenie- zachichotała, a na mojej twarzy bezwładnie pojawił się uśmiech.
- A wy z czego się śmiejecie?!- Wrzasnęła Fiona, kiedy zobaczyła nasze uśmiechy. To mnie nie powstrzymało, tylko rozbawiło jeszcze bardziej.- Cisza ma być!
Nagle wszyscy ucichli, a z mojej twarzy momentalnie znikł uśmiech. Zawiał silny wiatr. Zaczęłam się zastanawiać, skąd on się bierze, w końcu byliśmy w mieszkaniu. Potem zobaczyłam, jak Fiona unosi powolnie ręce do góry. Wiatr wiał coraz silniej. Odruchowo ścisnęłam rękę mojego przyjaciela, którą nadal trzymałam.
Fiona opuściła ręce na dół, a potem znowu wzniosła. Wiatr zawiał ze zdwojoną siłą. Moje stopy powoli oderwały się od ziemi, wystraszona spojrzałam na Lucasa. Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Oderwałam się od ziemi i poleciałam do tyło, z impetem przelatując przez szybę. Wpadłam prosto na taras.
Czułam olbrzymi, przeszywający ból głowy. Leżałam, nie mogłam wstać. Miałam zamknięte oczy. Ostatnie, co pamiętam to jakieś krzyki i wystrzały z karabinów.

* * *

Poczułam słodkie ciepło, przeszywające moje ciało. Otwarłam oczy. Ujrzałam przepiękne, błękitne niebo. Jakaś dziewczyna klęczała nade mną. Przyjrzałam jej się.
- Carla?!- Nasza przyjaciółka z liceum dotykała mojej głowy.
- Wszystko jest w porządku. Już jesteś bezpieczna. Oboje jesteście. Zabieramy was do Akademi. Teraz wszystko się ułoży. Nareszcie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz