Nie miałam pojęcia, co się działo. Gdy do pokoju
wszedł Liam, kompletnie straciłam orientację w wydarzeniach. Kiedy na chwilę
odwróciłam głowę w kierunku Ray’a i jego chłopaka, napastnik wyrwał mi broń z
ręki i rzucił ją na łóżko. Nie miałam pojęcia, dlaczego nie użył noża przeciwko
mnie.
Oszołomiona spojrzałam na chłopaka, który rzekomo
nazywał się Lucas. Potem obróciłam się w kierunku Ray’a i Liama. Mój przyjaciel
był równie zaskoczony jak ja, ale Liam sprawiał
wrażenie, jakby wiedział, co się dzieje i wszystko rozumiał. Może tak
było?
- Lily to przewidziała. Śmierć to rozpocznie i
śmierć to zakończy. Fiona, Cat i Chris są na ich tropie. Niedługo przybędą! Musimy
ich stąd zabrać! Strażnicy są już w drodze!
- O czym ty mówisz?!- Byłam oszołomiona.- Jaka
Lily?! Jaka śmierć?! Nie znamy żadnej Fiony! O co ci do cholery chodzi?!
- Lily to moja przyjaciółka- powiedział Ray.- Ale
nie sądzę, żeby o nią chodziło. Skąd ty w ogóle możesz ją znać?
- To o nią chodzi.- Liam był bardzo stanowczy.
- Wasi najbliżsi przyjaciele zostali wybrani, by was
chronić. Trenowali dnie i noce. Próbowali zapanować na swoimi mocami, a kiedy w
końcu im się to udało, zaczęli robić to, do czego byli powołani.
- Wiecie…- zaczęłam żałować, że wróciłam do Oakland.
Po tak męczącym dniu, miałam dosyć. Już nie obchodziło mnie to, co działo się w
pomieszczeniu. Po pogrzebie marzyłam tylko o chwili wytchnienia, o odpoczynku,
jednej przespanej nocy i przede wszystkim
o czasie.- Wyjdźcie stąd.
Próbowałam, żeby to zabrzmiało grzecznie, ale nawet
na to, nie miałam siły.
- Susan.- Gdy Lucas wypowiedział moje imię, wpadłam
w furię.
- Skąd wiesz, jak się nazywam!- Wrzasnęłam.-
Myślisz, że twoje nieudane obserwacje, pozwalają ci na dręczenie mnie,
wchodzenie do mojego domu i oszukiwanie mnie?!
- Su- znowu się odezwał. Nic o mnie nie wiedział.
Nie miał prawa tak do mnie mówić.
- Nie!- Krzyknęłam, jak najgłośniej umiałam.
- Idźcie już.- Ku mojemu zdziwieniu Ray przejął
inicjatywę, a ja opadłam na łóżko. Skupiłam swój wzrok w podłodze i nie
zamierzałam się ruszać, dopóki wszyscy nie wyjdą. Nie chciałam kolejnego
wybuchu emocji.
- Już nie musisz udawać.- Podniosłam głowę do góry.
Lucas stał nade mną.- Przejrzałem cię. Teraz możesz być sobą.
Wstałam i spojrzałam, temu niewychowanemu
chłopakowi, prosto w oczy. Kiedy dostrzegłam na jego twarzy drobny uśmiech, z
całej siły zamachnęłam się ręką i wymierzyłam cios prosto w jego policzek.
- Nie znam cię.- Warknęłam.- I mam nadzieję, że
nigdy nie poznam!
- Dobra. Wychodzimy.- Ray wyczuł moment, w którym
znalazłam się na granicy wytrzymałości. Emocje targały mną na wszystkie strony.
Wiedziałam jednak, że nie mogę dać po sobie poznać, że słowa tego chłopaka
wywarły na mnie jakikolwiek wpływ. Nie tego nauczyło mnie środowisko.
Spróbuj być sobą – cierpisz!
Spróbuj być szczery – cierpisz!
Spróbuj się zakochać – cierpisz!
Spróbuj się przywiązać – cierpisz!
Spróbuj okazywać uczucia – cierpisz!
Spróbuj żyć – cierpisz?
Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Zostałam sama. Nie
pierwszy raz. Wzięłam koc, który leżał na fotelu, w rogu pokoju. Okryłam się
nim i padłam na łóżko. Kiedy moja głowa dotknęła poduszki, odruchowo zamknęłam
oczy. Zaczęłam myśleć. To był błąd. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to mama,
jeszcze większy błąd. Gdy coś się działo wokół mnie, byłam w stanie zając czymś
myśli, ale kiedy zostawałam sama, wszystko wracało z podwojoną siłą.
Ani się obejrzałam, a po policzkach popłynęły mi
łzy. Tak bardzo chciałam poczuć jej ciepło. Wtulić się w nią i zostać objętą,
przez jej ramiona, które zawsze otaczały mnie opieką. Pragnęłam zapomnieć, ale
nie o niej, tylko o tym uczuciu pustki, które nawiedza mnie od dnia jej śmierci.
Była dla mnie najważniejsza. Tak jak Ray. Była jedyną osobą, mojej płci, która
mnie w pełni rozumiała. Kochała mnie. Była moją mamą. Pragnęła, abym zawsze
czuła się dowartościowana i wyjątkowa. Dawała mi to odczuć na każdym kroku.
Mając jakiś problem, przychodziłam do niej, a ona zawsze mi pomagała.
Troszczyła się mną, jak nikt inny. Rzucała wszystko i była do mojej dyspozycji.
Jeżeli chodziło o problemy szkolne, to razem stawiałyśmy im czoła. Pragnęła
mojego rozwoju. Była dla mnie najbliższą, a czasami wydawało mi się, że jedyną
rodziną. Mojej relacji z nią nie dało się opisać. Była niesamowita.
Po chwili zasnęłam. Miałam nadzieję, że już nigdy się
nie obudzę.
Gdy otworzyłam oczy, nadal leżałam w łóżku. Nic się
nie zmieniło. Mama nie wróciła. Byłam przykryta dwoma kocami. Ray tu był.
Chciał, żeby było mi ciepło.
Wstałam. Nie miałam ochoty, ale wiedziałam, że
powinnam. Nie mogłam się poddać, musiałam walczyć. Tak mi zawsze powtarzał Ray.
Czy tego właśnie chciałam? Nieustannej bitwy ze wspomnieniami? To i tak nie
pomogłoby.
Wyszłam z pokoju i skręciłam w prawo. Znalazłam się
w dużym pomieszczeniu. Weszłam za ladę i stanęłam naprzeciw płyty indukcyjnej.
Chciałam coś ugotować. To mi zawsze pomagało. Z resztą, nie tylko mi. Moja mama
też tak robiła.
- Wstałaś?- Najwyraźniej nie byłam sama. Ray też był
w mieszkaniu. Nie wiedziałam, czy to dobra, czy zła wiadomość? Z jednej strony
chciałam być sama, ale z drugiej, jego wsparcie było mi potrzebne, jak nigdy
wcześniej.
- To co? Gotujemy?- Zapytał mnie mój przyjaciel,
obejmując mnie ramionami od tyłu.
- Mhm.
- A pogadamy.
- Ray…
- Ja wiem. Nie chcę naciskać. Nie chodzi o ciebie i
twoją…
Naprawdę nie chciałam tego słuchać.
- Nie mam na to siły- miałam nadzieję, że to załatwi
sprawę, ale najwyraźniej byłam w błędzie. Skierowałam się z powrotem do pokoju,
ale Ray zatrzymał mnie w połowie drogi.
- Pamiętasz tę sytuację, kiedy byliśmy mali i
przechodziliśmy przez ulicę?- Ray lubił wracać do tamtej historii. Była
niebywała.
W wieku dziesięciu lat, przebiegaliśmy przez ulicę.
Byliśmy bardzo mali i nie rozglądnęliśmy się, przed wejściem na jezdnię. Zza
rogu wyjechało rozpędzone auto. Jechało prosto na nas. W momencie, kiedy miało
w nas wjechać, zatrzymało się z piskiem opon. Na zderzaku zostało tylko
olbrzymie wgniecenie, jakby jakaś olbrzymia, nieiwdzialna ręka zatrzymała
pojazd. Kierowca był nieprzytomny, a my uciekliśmy. Nikt się nie dowiedział.
- Tak- mruknęłam cicho.
- To nie był przypadek. Susan, my jesteśmy inni.-
Spojrzał mi prosto w oczy i już wtedy wiedziałam, że mówi prawdę.- Natura
przygotowuje się na coś dziwnego. Nikt nie wie, na co. Coś w naszej genetyce
się zmienia. To dziwne, niebywałe, ale prawdziwe. Istnieją pewne osoby, które
mają specyficzne zdolności. Jedni widzą przebłyski z przyszłości, inni się
teleportują, a jeszcze inni zatrzymują czas. My jesteśmy jednymi z takich osób.
- Co ty…
- Wiem, że trudno ci jest w to uwierzyć. Mi też. Ale
Liam i Lucas mi to pokazali. To niesamowite.- Przerwał na chwilę.- Wokół zatoki
San Francisco istnieje dziesięć obozów, które gromadzą takich jak my. Jest
jeszcze akademia, która przed przydzieleniem nas do obozów, nauczy nas,
historii naszego gatunku, walki i panowania nad naszymi mocami.
- Ray!- Byłam wstrząśnięta. Nie wiedziałam, o czym
mówi mój przyjaciel, ale on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tylko
kontynuował.
- To głupie. Wiem jak się czujesz. Dwie godziny
temu, też tak miałem. Ale wszystko układa się w całość. Nasi przyjaciele nas
chronią, ratują nas, a my nawet o tym nie mamy pojęcia.
- Stój. Nawet jeśli to co mówisz, jest prawdą. To
jakim cudem, nigdy nie zauważyliśmy naszych mocy?
- Bo ty je tłumiłaś, a ja byłem zbyt zajęty tobą, Liamem
i studiami, żeby skupić się na swoich problemach. Ale teraz, po śmierci twojej
mamy, uczucia, które skrywasz w środku, są w stanie zniszczyć wszystko, ale
mogą nas też uratować.- Jeszcze nigdy nie wiedziałam mojego przyjaciela, tak
poważnego.
- Uratować? Przed czym?!- To było okropne, nie
wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Byłam zaskoczona i zdezorientowana.
Czułam się, jakbym przeniosła się do zupełnie innego wymiaru.
- Coś się zbliża, coś olbrzymiego…- nagle rozległo
się pukanie do drzwi.- To musi być Lucas. Proszę, daj mu szansę, on jest
naprawdę dobrą osobą. Chce nas tylko uratować, przed Chris’em, Cat i …- Ray
otworzył drzwi na oścież i spojrzał na dziewczynę, stojącą przed nimi-… Fioną.
Fiona była ubrana w białą, długą sukienkę, lekko
przylegającą do jej ciała. Miała długie, jasne włosy i duże, niebieskie oczy.
Usta pomalowała krwisto-czerwoną szminką. U jej kolan klęczał Lucas. Miał
zakneblowane usta i związane ręce. Był prawie nieprzytomny, jego oczy co chwilę
się otwierały, a potem znów zamykały, na dłuższą chwilę.
- Proszę, proszę, proszę. Jak na widelcu.-
Dziewczyna miała melodyjny, czysty głos.- To będzie proste jak odebranie
dziecku lizaka.
- Nigdy ich nie lubiłam.- Powiedziałam, patrząc się
prosto w oczy, nieznajomej dziewczyny. Nie bałam się jej. Podeszłam do Ray’a,
wzięłam go za rękę i cofnęliśmy się kilka kroków.
- Zadziorna, odważna i pełna emocji.- Fiona weszła
do mieszkania, z towarzyszącym jej stukotem obcasów. Wciągnęła za sobą Lucas i
rzuciła go na podłogę, obok drzwi.- Wasze moce bardzo mi się przydadzą.
Ray wystąpił na przód i zasłonił mnie.
- Nigdy nas nie dostaniesz. Nie uda ci się.- Fiona
się zaśmiała. Do jej śmiechu dołączył inny. Mniej złowieszczy.
Do pomieszczenia weszła kolejna dziewczyna. Miała
brązowe, kasztanowe włosy i oczy w tym samym kolorze. Była ubrana w czarne,
obcisłe spodnie i ciemną bluzkę. Rzeczą, przykuwającą w niej uwagę, był niski,
drewniany płotek, między którego szczeblami tkwiła jej noga. Z każdym krokiem
płotek podskakiwał. Widok był komiczny.
Za dziewczyną wszedł roześmiany blondyn, bardzo
podobnie ubrany do swojej chichoczącej przyjaciółki, a raczej siostry.
- Cat?- Fiona spojrzała na swoją siostrę.- Co ty
wyprawiasz?!
- To nie moja wina! Jak zeskakiwałam z dachu, to
wpadłam na to małe ogrodzenie- zachichotała, a na mojej twarzy bezwładnie
pojawił się uśmiech.
- A wy z czego się śmiejecie?!- Wrzasnęła Fiona,
kiedy zobaczyła nasze uśmiechy. To mnie nie powstrzymało, tylko rozbawiło jeszcze
bardziej.- Cisza ma być!
Nagle wszyscy ucichli, a z mojej twarzy momentalnie
znikł uśmiech. Zawiał silny wiatr. Zaczęłam się zastanawiać, skąd on się
bierze, w końcu byliśmy w mieszkaniu. Potem zobaczyłam, jak Fiona unosi
powolnie ręce do góry. Wiatr wiał coraz silniej. Odruchowo ścisnęłam rękę
mojego przyjaciela, którą nadal trzymałam.
Fiona opuściła ręce na dół, a potem znowu wzniosła.
Wiatr zawiał ze zdwojoną siłą. Moje stopy powoli oderwały się od ziemi,
wystraszona spojrzałam na Lucasa. Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Oderwałam się od ziemi i poleciałam do tyło, z impetem przelatując przez szybę.
Wpadłam prosto na taras.
Czułam olbrzymi, przeszywający ból głowy. Leżałam,
nie mogłam wstać. Miałam zamknięte oczy. Ostatnie, co pamiętam to jakieś krzyki
i wystrzały z karabinów.
*
* *
Poczułam słodkie ciepło, przeszywające moje ciało.
Otwarłam oczy. Ujrzałam przepiękne, błękitne niebo. Jakaś dziewczyna klęczała
nade mną. Przyjrzałam jej się.
- Carla?!- Nasza przyjaciółka z liceum dotykała
mojej głowy.
- Wszystko jest w porządku. Już jesteś bezpieczna.
Oboje jesteście. Zabieramy was do Akademi. Teraz wszystko się ułoży. Nareszcie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz