Mieszkam pod ziemią od urodzenia. Nigdy nie
widziałam nieba, lasu, ani trawy. Nie czułam promieni słońca na twarzy. Moim
celem było wyjście na powierzchnię. Mogłam go osiągnąć, gdyby nie Hannah.
Przywódczyni mojego obozu, jak gdyby nigdy nic wyrzuciła mnie z gabinetu.
Z zamachem trzasnęłam metalowymi drzwiami. Przez
całą halę poniósł się dźwięk, oznaczający zamknięcie przejścia, działającego na
kartę magnetyczną. Gdy zmarł mój tata, w piątym roku, podczas epidemii, miałam
zaledwie trzy lata. Ledwie go pamiętam. Mama odziedziczyła po nim miejsce w
radzie, a co z tym się wiązało, kartę magnetyczną. Dzięki niej miała dostęp do
wszystkich ważnych pomieszczeń. Mogła również otwierać drzwi, oznaczające dla
rady obronę przed światem zewnętrznym.
Teraz, kiedy Abby nie żyła, myślałam, że zajmę jej
miejsce w radzie. Wszystko zostałoby w rodzinie. Hannah, przywódczyni obozu
dziesiątego, nie zgodziła się. Uważała, że jestem za młoda. To była prawda.
Miałam zaledwie osiemnaście lat, ale obóz dwadzieścia. Za tydzień, miała odbyć
się rocznica powstania instytucji, składającej się z dziesięciu obozów, które
gromadziły wybrańców.
Spojrzałam przed siebie. Ukazał mi się widok
imponującego hangaru. Po jego obu stronach, na każdym piętrze, znajdowały się
rzędy ogromnych łuków. Oddzielały one korytarze, w których znajdowały się
wejścia do pokoi, od głównej hali.
Na parterze znajdowały się tylko cztery
pomieszczenia. Po prawej były stołówka i szpital, oddzielone wyjściem, a po
lewej sala treningowa wraz z siłownią, pomiędzy którymi znajdowała się klatka
schodowa. Na pozostałych trzech piętrach znajdowały się pokoje, po pięćdziesiąt
na jednej stronie. W sumie obóz był w stanie pomieścić trzysta wybrańców.
Skierowałam się w prawo, do stołówki. Otwarłam
dwuczęściowe drzwi na oścież i wparowałam do środka. Moim oczom ukazały się
rzędy szarych stolików, z ciemnymi krzesłami. Po lewej stronie znajdowała się
długa, wysoka lada. Tam ujrzałam moją kuzynkę Dianę.
- Hej!
- Cześć!- Diana od razu odłożyła szklankę,
zeskoczyła z siedzenia i przytuliła mnie.- Strasznie się denerwuję.
- Nie ma czym! Ile razy mam ci to jeszcze
powtarzać?!
- Nie rozumiesz- zirytowała się moja przyjaciółka.
Robiła to bez przerwy.- Muszę być w radzie! My musimy! Razem będziemy mogły
zmienić wszystko. Otworzymy obóz na innych, nowych wybrańców, albo sami
wyjdziemy na powierzchnię i zaczniemy ich odnajdywać! My tego dokonamy! Po
dwudziestu latach nareszcie otworzymy śluzę i wyjdziemy na powierzchnię!
Nie chciałam psuć entuzjazmu i planów mojej
przyjaciółki, ale rzeczywistość wyglądała inaczej. Hannah nie przyjęła mnie do
rady, więc Diany też nie przyjmie. Byłyśmy w identycznej sytuacji. Mimo tego
nie rozumiałam zdania naszej przywódczyni. W radzie wśród dziesięciu (teraz już
ośmiu osób) znajdowały się cztery w naszym wieku. W skład tej głównej elity
wchodziła trójka uzdrowicieli: Alyssa, Frank i Ellie, troje tropicieli: Sofi,
Sarah i Sean, nasz jedyny łowca Ricky i Hannah. Do niedawna na tej liście
znajdowała się również moja mama i ciotka. Właśnie z powodu ich śmierci domagałyśmy
się stanowisk w radzie. To ona wszystkim zarządzała. Ludzie, będący w niej,
ustanawiali prawo, decydowali o przyjęciu rekrutów do obozu.
- Tak nie będzie!- Wybuchłam. Nie chciałam niszczyć
marzeń mojej najlepszej przyjaciółki i kuzynki za razem. Dziewięć pozostałych obozów, gromadzących wybrańców,
było otwartych. Ich siedziby znajdowały się najczęściej w różnych luksusowych
posiadłościach. Nasza dziesiątka była inna. Jako jedyni obozowicze mieszkaliśmy
w prawdziwym przeciwwojennym schronie. Był on w stanie pomieścić trzysta osób.
Co więcej posiadaliśmy specjalne filtry powietrza, na wypadek wojny nuklearnej.
W jej wyniku powietrze zostałoby napromieniowane i nie nadawałoby się do
wdychania.
- Dlaczego?!- Oburzyła się Diana.
- Nie przyjęli mnie!
Wyraz zdziwienia przemknął przez twarz mojej
przyjaciółki. Nagle rozległ się dźwięk alarmu. Czerwona, niewielka lampka,
wisząca na suficie zaczęła energicznie migać.
- Nie wierzę.- Byłyśmy w szoku. Nie mogłyśmy
uwierzyć, w to co się działo. Ostatnio słyszałyśmy dźwięk takiego alarmu, kiedy
dwa lata wcześniej dołączyli do nas Naomi i Monti.- Wrócili ze zwiadów!
Przyprowadzili kogoś!
- Jak na zawołanie.
Wstałyśmy i ruszyłyśmy do drzwi. Wyszłyśmy, po czym
skręciłyśmy w prawo. Doszłyśmy do połowy hangaru, gdzie idealnie pomiędzy
szpitalem, a jadalnią znajdowało się wyjście z obozu.
Serce biło mi jak oszalałe. Okropnie się
denerwowałam. Wiedziałam, że Diana tez się tak czuła. W tamtej chwili byłam
gotowa na najgorsze. Już miałam wyciągnąć kartę magnetyczną, którą otwarłabym
drzwi, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Wystraszyłam się i omal nie
krzyknęłam. Szybko się obróciłam. To była Alyssa, uzdrowicielka.
- Co wy tu robicie?- Blond włosa kobieta, ubrana w
czarne, obszarpane spodnie i białą bluzkę była zaskoczona naszym widokiem.-
Doskonale wiecie, że nie możecie tam wchodzić, tym bardziej, kiedy jest taka
sytuacja.
Gdy rozbrzmiewał alarm, wszyscy powinni znajdować
się w pokojach. Jedynie uzdrowiciele i tropiciele mogli sprawdzać, z jakiego powodu
śluza została otwarta.
- Dzisiaj na patrol przydzieleni byli nowi. Naomi i
Monti. Znamy ich.- Diana mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam, że moja przyjaciółka
regularnie sprawdza rozkład. Pewnie miała nadzieję, że któregoś dnia, to ona
się tam znajdzie i wyjdzie na powierzchnię. Obie wiedziałyśmy, że to
niemożliwe.
- Nieistotne. Przydacie się.- Alyssa podeszła do
drzwi, przyłożyła kartę do czytnika, po czym otwarła przejście.
Posłusznie weszłam za Dianą i zamknęłam za nami
drzwi. Na korytarzu było ciemno. Jedynym źródłem światła były maleńkie żarówki,
w kilkumetrowych odstępach. Ruszyłam za dziewczynami, w dół schodów. Po pewnym
czasie usłyszałam jakieś głosy. Zeszłyśmy jeszcze niżej, po czym stanęłyśmy.
Zaniemówiłam. Naprzeciwko mnie rozciągała się
gromadka ludzi. Nie byli z naszego obozu. Ich ubrania były poszarpane, a na
ciele mieli mnóstwo ran i zadrapań. Na czele grupy stało znajome mi rodzeństwo.
Naomi i Monti byli ubrani w ciemne, przylegające do ciała ubrania. Ich czarne
włosy były rozwichrzone i poplątane. W półmroku dostrzegłam tylko tyle, że ich
tajskie twarze były całe brudne.
- Znaleźliśmy ich niedaleko St. Diablo. Mówili, że
są uciekinierami z jakiejś placówki rządowej. Byli w okropnym stanie.
Musieliśmy ich tu przyprowadzić.- Monti był roztrzęsiony. Nigdy wcześniej nie
widziałam go w takim stanie. Jeżeli tak miało wyglądać wychodzenie na zewnątrz,
to wolałam zostać w obozie.
- Sky? Diana?- Brązowo włosy mężczyzna, rozmawiający
z Montim, obrócił się do mnie.- Co wy tu robicie?
To był Frank. Jego lekki zarost i opinająca się
koszula, na jego umięśnionym torsie, przyprawiły mnie o dreszcze.
- Alyssa nas zabrała, żebyśmy wam pomogły.- Do momentu,
kiedy Diana wymówiła te słowa, nie miałam pojęcia, że w tak niepozornym zdaniu
może znaleźć się tak duża dawka uwodzicielskiego tonu. Wiedziałam, że Frank
jest jednym z najprzystojniejszych facetów w obozie, ale wiedziałam też, że był
starszy od mojej kuzynki o całe sześć lat. Dla niektórych nie była to dużo
różnica, ale dla mnie owszem.
- Dobra, to przydajcie się na coś.- Frank kiwnął
głową w moim kierunku.- Sky zajmiesz się tą dziewczynką?
- Jasne- szczęśliwa, że mogę się do czegoś przydać,
podeszłam do dziecka.- Cześć, jestem Sky. A ty jak się nazywasz?
Uklękając przy dziewczynce, Frank podał mi gazę, a
ja przytrzymałam ją, przy szyi dziecka. W miejscu, gdzie z rany sączyła się
krew. Gdy moje palce zetknęły się ze skórą dziewczynki, przez moje ciało
przeszła dziwna fala mocy. Nagle poczułam ogromny ból w klatce piersiowej.
Usłyszałam krzyki. Zobaczyłam jak nieznanej mi dziewczynie, ktoś wbija miecz w
brzuch. Usłyszałam jej krzyk. Poczułam jej ból. Każda część mojego ciała
zaczęła piec. Głowa mi pękała. Spanikowałam. Osunęłam się na ziemię. Ból minął.
Wiedziałam, co się działo. To była moja moc. Czułam
cierpienie innych, na własnej skórze. Ostatni raz, kiedy spotkałam się z tak
dużą dawką bólu, miał miejsce podczas śmierci mojej mamy, Abby. W tedy
zapanowałam jakoś nad emocjami, swoimi i matki. Teraz tak nie było. Ten ból był
inny. Silniejszy.
Podparłam się na łokciach. Dostrzegłam wzrok tej
małej dziewczynki. Wpatrywała się we mnie. Prosto w moje oczy.
- Mam na imię Lucy.- Rozległ się przerażający głos
dziecka.
- Sky? Nic ci nie jest?- Wróciłam do rzeczywistości.
Diana i Frank klęczeli obok mnie.
- Tak. Wszystko dobrze.- Odpowiedziałam niepewnie.
Głowa mi pękała. Nie mogłam się ruszyć.
Naomi też klękła obok mnie. Na początku wydawało mi
się, że nachyla się do mnie, ale potem dotarło do mnie, że z jej ust i oczu wylewa
się krew, dużo krwi. Nie klękała nade
mną, ona upadała na ziemię.
Wrzasnęłam. Szybko odsunęłam się kilka metrów dalej,
co spowodowało olbrzymi ból w mojej kostce. Naomi była moją przyjaciółką.
Powinnam była jej pomóc, ale po tym, co poczułam, dotykając tej dziewczynki,
nie byłam w stanie.
Wszyscy patrzyli po sobie. Jedynie Alyssa i Frank
stabilizowali Naomi i starali się jej jakoś pomóc. Nie wiedziałam, co się
działo. Co stało się mojej przyjaciółce? Dlaczego miała krwotok? Spojrzałam pytająco
na Montiego. Stał nad swoją siostrą i nie poruszał się. Po jego policzkach
płynęły łzy. Mała dziewczynka, której starałam się pomóc, nadal na mnie
patrzyła. Była straszna.
- Oni są chorzy.- Powiedziała głośno. Zwróciła uwagę
wszystkich osób, stojących wokół.- To epidemia.
Te słowa wstrząsnęły mną jeszcze bardziej. Siłą woli
podniosłam się i stanęłam na nogach. Szybkim i pewnym krokiem podeszłam do
Naomi. Uklękłam nad nią i spojrzałam na uzdrowicieli. Alyssa i Frank wymieniali
między sobą spojrzenia. Wiedziałam, co się dzieje. W tamtym momencie powinni
użyć krótkofalówek i skontaktować się z Ellie. Musieli zarządzić kwarantannę i
upewnić się, że wirus nie przenosi się przez powietrze. Powinni odseparować
zarażonych od zdrowych i dowiedzieć się, co to za choroba.
A co ze mną? Czy byłam już chora? Czy byłam zarażona?
Spojrzałam na Naomi. Jej twarz nabierała bladej barwy. Wiedziałam, że nie
powinnam jej dotykać, ale musiałam jej pomóc. To była moja przyjaciółka.
Chwyciłam ją za rękę. Pragnęłam, żeby poczuła moje wsparcie, żeby wiedziała, że
jestem przy niej.
Nagle usłyszałam kolejne wrzaski, a przed oczami
ukazał mi się kolejny obraz. Młoda, ładna dziewczyna siedziała skulona na
podłodze łazienki. W ręce trzymała mały nóż. Sięgnęła nim do nadgarstka i
przejechała ostrzem po żyłach. Poczułam olbrzymi ból na swojej ręce, w miejscu,
gdzie dziewczyna z wizji, okaleczyła się. Na moich nadgarstkach zaczęły
pojawiać się cięcia, jakbym to ja była tą dziewczyną z wizji.
Teraz dopiero ją poznałam. To była Naomi. Ale
dlaczego to robiła? Dlaczego się cięła? Dziewczyna robiła kolejne cięcia, a ja
czułam kolejne fale bólu. Usłyszałam przeraźliwe krzyki. Pojawiła się kolejna
wizja. Dostrzegłam chłopaka, bijącego moją przyjaciółkę. Naomi upadła, a
mężczyzna zaczął ją kopać. Czułam jej ból, cierpienie z powodu złamanego serca.
Puściłam rękę Naomi, ale wizje, ani cierpienie się
nie skończyły. Krzyknęłam. Osunęłam się na ziemię i zamknęłam oczy. Ostatnie,
co pamiętam, to Frank, który wziął mnie na ręce i zaczął nieść po schodach.
Otwarłam oczy. Leżałam na łóżku. Nad sobą widziałam
sufit, składający się z idealnie poukładanych metalowych płyt. Nade mną
siedział chłopak. To był Cody.
- Cześć kochanie.- Pochylił się i pocałował mnie w
czoło. Nadal byłam zdezorientowana.- Dobrze, że już się obudziłaś. Jak się
czujesz?
- Co się stało?- Podniosłam się i usiadłam. Ogromny
ból przeszył moją głowę.
- Kiedy rozległ się alarm, podobno schodziłaś z
Alyssą i Dianą po schodach. Potknęłaś się i spadłaś na dół, to cud, że oprócz
tych siniaków, nic więcej ci się nie stało.
Spojrzałam na lustro, powieszone po drugiej stronie
szpitalnej Sali. Na mojej twarzy znajdowało się mnóstwo zadrapań i ran.
- Nie rozumiem. To nie tak było! Gdzie jest Naomi i
Monti? Ci wszyscy ludzie, których przyprowadzili? Co się z nimi stało?-
Zaczęłam się szarpać i dostrzegłam, że moje nadgarstki i kostki są przykute
metalowymi kajdankami do materaca.- Dlaczego jestem przypięta!
- Sky. Kochanie.- Cody zaczął mnie głaskać po
głowie, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.- Coś ci się musiało przyśnić.
Byłam zdumiona. Przecież to wszystko się wydarzyło!
Odruchowo spojrzałam na nadgarstki. Cięcia nadal tam były. Pojawiły się podczas
wizji. Byłam tego pewna.
Rada kłamała!